Gdyby ludzkość wybierała takich ludzi a nie pseudo naukowców nasze życie dziś wyglądało by zupełnie inaczej…
Nikola Tesla, zwany „człowiekiem, który wynalazł XX stulecie”, wyprzedzał myślą swe czasy. Niespełniony geniusz, dla innych szalony marzyciel, oprócz setek patentów pozostawił po sobie prognozy na przyszłość. W futurystycznych „proroctwach Tesli” pojawia się świat z wolną energią i wszechobecnymi robotami. Z drugiej strony to Ziemia z zatrutą wodą i eugeniką, zagrożona wojną, która może okazać się ostatnią w dziejach. Czy zbliżamy się do tego punktu?
Genialny wynalazca nie tylko wierzył w istnienie obcych mogących dążyć do kontaktu z ludzkością, ale twierdził nawet, że sam odebrał komunikat od pozaziemskiej inteligencji. „Byłem pierwszym, który usłyszał pozdrowienie przesłane z jednej planety na drugą” – wspominał. Jak do tego doszło?
Tesla wspominał, że do odkrycia doszło przypadkiem latem 1899 r., podczas eksperymentów w laboratorium w Colorado Springs, gdzie wynalazca przeniósł się, chcąc skupić się na udoskonalaniu konstrukcji tzw. nadajnika powiększającego mającego służyć do bezprzewodowego przesyłu energii i komunikacji na duże odległości.
Ponad 8 miesięcy spędzonych w „stacji eksperymentalnej” – baraku z 60-metrową anteną zwieńczoną miedzianą kulą, okazało się okresem owocnej pracy, ale obrosło też wieloma legendami.
Do historii przeszła wykonana tam fotografia przedstawiająca Teslę siedzącego na krześle koło przekaźnika, z którego strzelały kilkumetrowe „pioruny”. Miejscowi opowiadali z kolei, że gdy uruchamiał on swą „maszynerię”, spod butów przechodniów sypały się iskry, a na końcówkach motylich skrzydeł pojawiały się ognie św. Elma.
Oprócz prac nad nadajnikiem, w Colorado Springs Tesla zajmował się też badaniami nad rezonansem planety i zjawiskami elektrycznymi w atmosferze. W celu śledzenia występujących w niej zaburzeń skonstruował specjalny odbiornik, który odegrał kluczową rolę w historii o przekazie od kosmitów.
Pewnego wieczora, kiedy wynalazca przebywał w laboratorium, urządzenie odebrało sygnał.
Tesla myślał początkowo, że to zakłócenia spowodowane przez burzę, ale niebawem zmienił zdanie i uznał, że trafił na ślad „grubszej” zagadki.
4 lipca tak pisał o tym w liście do swojego asystenta, George’a Scherffa:
„Otrzymujemy wiadomości z chmur z odległości ok. 100 mil, ale najprawdopodobniej w grę wchodzi wielokrotność tego dystansu. Ani słowa reporterom”.
W grudniu 1900 r., w liście do nowojorskiego Czerwonego Krzyża, Tesla już otwarcie przyznawał, że sygnały te pochodziły z „innego świata”.
Tesla był przekonany, że sygnał pochodził z Marsa i podkreślał, że choć brakowało dowodów na istnienie tam życia, nie dało się też tego jednoznacznie wykluczyć.
W konfrontacji z tym, co dziś wiadomo o Czerwonej Planecie, opinie te mogą wydawać się zabawne, szczególnie że padły z ust człowieka uznawanego za geniusza wszech czasów. Jednak Tesla nie był jedynym uczonym tamtej epoki dopuszczającym możliwość istnienia cywilizacji marsjańskiej.
O życiu na Marsie zaczęto dyskutować na poważnie od 1877 r., kiedy włoski astronom Giovanni Schiaparelli skierował do kolegów po fachu pytanie o dziwaczne linie widoczne w obszarach równikowych Czerwonej Planety. Wokół tzw. marsjańskich kanałów rozgorzała wkrótce debata, a niektórzy astronomowie sugerowali wprost, że służą one bratniej cywilizacji do nawadniania pól.
Jeden z gorących zwolenników istnienia Marsjan, Percival Lowell – amerykański przedsiębiorca, filantrop i astronom amator, autor książki „Mars jako środowisko życia” (1908), sugerował, że za pomocą sieci kanałów mieszkańcy Czerwonej Planety sprowadzają wodę z mokrej, ale zimnej północy w cieplejsze, choć suche rejony południowe.
Przekonanie o istnieniu kanałów było tak silne, że (na wzór kraterów księżycowych) zaczęto nadawać im nazwy, ale coraz częściej słychać było też głosy podające ich istnienie w wątpliwość. Ostatecznie pod koniec pierwszej dekady XX w. uznano, że kanały były jedynie iluzją optyczną powstającą w słabej jakości teleskopach (elementy obrazu zlewały się weń w jeden punkt, co dawało obserwującemu wrażenie geometrycznych struktur).
Kolejne analizy potwierdzały z kolei, że Mars jest planetą niegościnną i zimną, a Tesla, choć zdawał sobie z tego sprawę, nie wykluczał, że ktoś mógł tam jednak mieszkać:
„Miejmy nadzieję, że Mars nie jest zimnym grobem, ale domem dla wesołych i inteligentnych istot, od których będziemy mogli się czegoś nauczyć” – pisał w „Harvard Illustrated” w 1907 r.
Zresztą nie on jeden żywił nadzieje, że Marsjanie w końcu się z nami skontaktują. O odebraniu sygnałów z Marsa mówił w 1921 r. Marconi, zaś w 1924, kiedy Czerwona Planeta znalazła się rekordowo blisko Ziemi, w USA powołano nawet specjalny wojskowy projekt nasłuchowy, który koordynował słynny astronom David Peck Todd.
Kosmiczni sąsiedzi się jednak nie odezwali, a uczeni ostatecznie uznali Marsa za planetę martwą. Mimo to Tesla nadal stał na stanowisku, że w pamiętne lato w Colorado Springs odebrał jakiś sztuczny „komunikat numeryczny”, o którym wspominał jeszcze w 1935 r.
Pozostaje pytanie, co było jego źródłem?
Choć pojawiły się hipotezy, że wynalazca mógł zarejestrować sygnały nadane w ramach eksperymentu przez Marconiego, dziś uczeni uznają za bardziej prawdopodobne, że była to emisja z Jowisza będącego naturalnym źródłem fal radiowych.
A może byli to jednak kosmici, tyle że spoza Marsa?
To pytanie pozostanie bez odpowiedzi i trzeba wiedzieć, że identyfikacja sygnałów z kosmosu często sprawia problemy nawet radioastronomom. Przykładowo, w 1967 r. zagadkowa transmisja z głębi uniwersum okazała się koniec końców sygnałem pierwszego odkrytego pulsara. Kontrowersje towarzyszyły też słynnemu sygnałowi „Wow!” odebranemu w 1977 r. przez Jerry’ego R. Ehmana. Choć nosił on wszelkie cechy przekazu od obcych, został zarejestrowany tylko raz i do dziś trwa spór, czy był kosmicznym „dzień dobry”, czy ziemskim sygnałem odbitym od kosmicznego śmiecia.
Jakkolwiek było w przypadku Tesli, nie ulega wątpliwości, że borykając się z zagadką sygnału z Marsa, stał się on pionierem w kolejnej dziedzinie, jaką jest poszukiwanie inteligencji pozaziemskiej…
Źródło: YouTube, Onet.pl
You must be logged in to post a comment.